Przeczytałem wczoraj o kolejnej
zmianie brandu w polskiej bankowości. Nie będzie już zielonego BZ WBK, teraz
będzie czerwony Santander. To kolejna polska marka, która znika z rynku. Ja
wiem, że polskie szefostwo banku takiej decyzji musi się podporządkować, bo
właściciel dąży do ujednolicenia wizerunku we wszystkich krajach, w których
działa. Ale przeraża mnie marnotrawstwo pieniędzy, które wiąże się z taką
zmianą. Przecież nie tak dawno bank przejmując część oddziałów po Kredyt Banku
poniósł już koszty rebrandingu. W całkiem nowych, podświetlanych banerach
reklamowych wiszących na każdym oddziale nie zdążyły się jeszcze przepalić
żarówki, a już trzeba będzie je odkręcić i wyrzucić na śmietnik. Po co to było?
Na pewno ręce zaciera firma zaopatrująca bank w owe banery, ale ja widzę tylko
typową niegospodarność.
Kolejna rzecz to przeprowadzenie
tej zmiany w sposób, który nie spowoduje spadku zaufania wśród klientów. To
bardzo trudne i kosztowne wyzwanie. Tym trudniejsze, że wielu klientom marka
Santander kojarzy się z, delikatnie mówiąc, mocno asekuracyjnym ruchem, który
został przeprowadzony kilka lat temu. Bo przecież Santander był już
rozpoznawalną na polskim rynku marką, tyle tylko, że przyszedł taki moment, w
którym praktycznie z dnia na dzień zamknięto znaczną część oddziałów, zwolniono
wielu pracowników i wycofano z oferty kredyty hipoteczne. Bank, który na
przeczekanie trudnych czasów schował się gdzieś do ciemnej dziury i zniknął z
oczu klientom, teraz ma się kojarzyć jako silna i wiarygodna instytucja? Przed
specami od wizerunku duże wyzwanie. Bardzo jestem ciekawy jak sobie z tym poradzą.
Pamiętam jak w ostatnich latach
Commercial Union zmieniał się w Avivę. Albo Era w T-Mobile. Czy te zmiany
wyszły firmom na lepsze? Niekoniecznie. Jak dla mnie oba nowe brandy kojarzą
się gorzej niż poprzednie. Szczególnie T-Mobile, który teraz z tym swoim
różowym kolorem i głupimi decyzjami biznesowymi (chociażby ostatnio gorący
temat wzrostu cen abonamentów dla części klientów i forma zakomunikowania
klientom tej zmiany) budzi we mnie więcej irytacji niż sympatii. A pamiętacie
hasło „Takie rzeczy tylko w Erze”? Przez moment było kultowe, weszło do języka
potocznego i świetnie promowało markę. Ale przyszli Niemcy i zburzyli. Oni już
tak mają… Teraz jest hasło „Chwile, które łączą”. Do mnie, jako jeszcze ich
abonenta, który doświadcza permanentnych problemów z jakością połączeń, a
konkretnie ich częstym zrywaniem, bardziej by przemawiało hasło „Chwile, które
rozłączą”… Ale to tylko taka moja osobista dygresja.
BZ WBK też przez wiele lat
mozolnie i skutecznie budował swój wizerunek. Zatrudniał do swoich kampanii znanych
na całym świecie aktorów, wprowadzał ciekawe rozwiązania produktowe. W
bankowości zielony kolor kojarzył się głównie z nimi. A teraz co? Będzie
kojarzył się z Getinem…?
Bankowość dostarcza zaskakujących
i kosztownych decyzji, już się do tego przyzwyczaiłem i pewnie nie powinienem
się dziwić. Bo czy obecny dziwny wizerunkowo twór pod tytułem Raiffeisen
Polbank ma szansę utrzymać się na dłużej? Spodziewam się, że w całkiem krótkim
czasie człon „Polbank” z nazwy jednak odpadnie. Albo jak ocenić zmianę logo w
Pekao SA? Co przedstawia aktualne logo? Pytając o to na ulicy przypadkowych 10
osób większość pewnie odpowie – „Yyyy… Nie wiem”. A jak był żubr to wszyscy
wiedzieli o co chodzi, a większość wręcz lubiła ten symbol i pozytywnie
odbierała sam bank. Choć niektórzy zamiast żubra widzieli w logo dwa pingwiny…
Ale to Ci z wyobraźnią. W tym przypadku pewnego dnia przyszli jednak Włosi i
żubry zlikwidowali. Choć podobno są pod ochroną. Ale co tam, tu też za dużą
kasę i ku uciesze producentów banerów, materiałów reklamowych i drukarni,
zrobiono zmianę odpowiadającą światowej strategii. No i teraz jest biała jedynka
na czerwonym tle. Cokolwiek to oznacza…
Jeszcze raz podkreślę, że
doskonale rozumiem genezę wprowadzania takich zmian. Ale jako jeden z wielu milionów
klientów banków żałuję, iż bezpowrotnie znikają z mapy polskie symbole
bankowości. Irytuje mnie także wyrzucanie w błoto milionów złotych na działania
związane z takimi zmianami, bo wiadomo, że na końcu zapłacą za nie klienci. Czy
to przez wyższe opłaty za korzystanie z produktów, czy też otrzymując od banków
niższe oprocentowanie swoich oszczędności. Dla mnie rebranding BZ WBK
jest potrzebny do szczęścia równie mocno jak zmiana płci przez Krzysztofa Bęgowskiego,
który w pewnym momencie swojego życia zapragnął stać się Anną Grodzką. Jak ktoś musi lub chce to niech zmienia. Przez chwilę to zauważę, a potem przyjdą ważniejsze tematy.
Ja myślę że na wcześniejszym rebrandingu wyszli na swoje i teraz też tak będzie i koszty banerów dla takich instytucji to małe piwo...
OdpowiedzUsuńMyślę że to dobry ruch i że ujednolicenie marki w całej europie to dobry pomysł.
OdpowiedzUsuń