środa, 28 stycznia 2015

Ubierz franka w mniejsze buty


Ostatnie dni, czyli te po 15 stycznia, to ciągle przewijający się przez media jeden motyw – frank, frank, frank i jeszcze raz frank. Temat rozłożono na czynniki pierwsze, odkręcono każdą najmniejszą śrubkę, prześwietlono i zbadano najdokładniejszymi mikroskopami. Teraz dla spłacających kredyt w szwajcarskiej walucie nastał dobry moment żeby przejść od słów do czynów i odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Rzeczywistości z „czwórką” z przodu. Jednym z rozwiązań, które pozwolą złagodzić kaca wywołanego koniecznością płacenia wyższych rat jest otwarcie i aktywne korzystanie z konta w kantorze internetowym. Pozycja obowiązkowa dla tych, którzy jeszcze takiego rachunku nie mają. Kilka tygodni temu już o tym pisałem, ale tym razem skupię się na moich wrażeniach z testowania konkretnego rachunku w jednym z kantorów. A dokładniej w kantorze liderwalut.pl. Nie wiem jakie są Wasze doświadczenia z tą firmą lub ogólnie z tego typu usługami, ale ja póki co o tym konkretnym kantorze nic złego napisać nie mogę, mimo że moja wrodzona skłonność do czepiania się lub chociaż delikatnej szydery mocno się o to upomina. Korzystanie z kantoru rozpocząłem oczywiście od założenia darmowego rachunku. Prosta rejestracja, wymagająca podania tylko kilku podstawowych informacji. Warto wcześniej przygotować sobie numery swoich rachunków bankowych w PLN oraz walutowych, pozostałe informacje każdy powinien podać z pamięci. Całość zajmuje pewnie mniej czasu niż chociażby założenie konta mailowego na którymś z najbardziej popularnych portali. Po wysłaniu formularza dostałem na mój adres mailowy wiadomość z linkiem do aktywacji rachunku i po kliknięciu w link stałem się aktywnym klientem kantoru. Kilka chwili później dostałem kolejną wiadomość - tym razem, tu miła niespodzianka, kantor poinformował mnie, że pierwsza transakcja, na którą się zdecyduję, zostanie przeprowadzona po specjalnych, niższych kursach. To tak na zachętę. Jak widać duża konkurencja robi swoje i już od pierwszej minuty o klienta trzeba zawalczyć nawet jak już się zarejestrował. A jak wyglądają same transakcje? Do tej pory przeprowadziłem dwie, może to jest jeszcze za mała próba na daleko idące wnioski, ale obie przebiegły bardzo sprawnie. No i bardzo szybko. W szczegółach (na przykładzie jednej transakcji) wyglądało to tak: o godz. 13.44 złożyłem dyspozycję kupna waluty (wypełnienie kilku pól na formularzu, czynność ta zajęła około 30 sekund), natychmiast dostałem wytyczne dotyczące przelewu jaki muszę wykonać ze swojego konta złotówkowego na konto złotówkowe kantoru znajdujące się w tym samym banku, co zostało potwierdzone przesłanym do mnie mailem. Zalogowałem się zatem na moje konto w banku i dokonałem przelewu zgodnie z wytycznymi co zajęło mi kolejnych kilka minut. Następnie wylogowałem się z konta i poczekałem na rozwój wypadków. O godz. 14.00 dostałem potwierdzenie mailowe z kantoru, że przelew złotówkowy został prawidłowo zaksięgowany. O godz. 14.16 dostałem kolejnego maila z informacją, że transakcja została zrealizowana i zakupioną walutę przelano już na moje konto. Zalogowałem się ponownie do mojego banku i rzeczywiście na moim koncie walutowym znajdowały się już pieniądze. Czyli całość zamknęła się w około pół godziny, gdzie mojej faktycznej aktywności było tylko kilka minut. Żeby było jeszcze ciekawiej następnego dnia dostałem kolejną wiadomość z kantoru tym razem zawierała ona informację, że otrzymuję darmowy bilet do kina do wykorzystania w sieci Multikino. Miło, ale to chyba była jakaś czasowa promocja i nie wiem czy teraz też można liczyć na dodatkowy bonus.

Teraz kilka słów o ważnej kwestii, czyli o tym ile tak naprawdę można zyskać korzystając z tego kantoru. Myślę, że najprościej jest to sprawdzić porównując bieżący kurs w kantorze z kursem wybranego banku. Ja wybrałem największy polski bank, czyli PKO BP (na potrzeby tego wpisu kursy sprawdziłem wczoraj, czyli 27/01/2015, godz. 16.30). Jakie są wyniki tego ćwiczenia? W kantorze liderwalut.pl kurs kupna franka wynosił 4.1236 a kurs sprzedaży 4.1389. W tym samym czasie PKO BP na swojej stronie internetowej pokazywało kurs kupna 4.0323 i kurs sprzedaży 4.2646. Jeżeli zatem ktoś płaci ratę kredytu w wysokości 500 CHF to korzystając z kantoru internetowego zapłaci 2061.80 PLN a w PKO BP 2132.30 PLN. Jednorazowa oszczędność wynosi zatem 70.50 PLN, co w skali roku da kwotę blisko 850 PLN. A przecież podałem tu kurs banku, któremu nie wypada przeginać z spreadami, tym bardziej po tych wszystkich słowach wypowiedzianych w ostatnich dniach przez przedstawicieli rządu. Zachęcam wszystkich do sprawdzenia kursów w bankach, w których macie swoje kredyty lub konta. Jestem przekonany, że w wielu przypadkach oszczędności na ratach będą jeszcze większe. Czy warto się po nie schylić? Ja uważam, że tak. Ale oczywiście każdy może mieć własne zdanie. Jeżeli po przeczytaniu tego tekstu znajdzie się ktoś, kto chciałby założyć rachunek w opisanym wyżej kantorze to zachęcam do zrobienia tego poprzez ten link. W Internecie znajdziecie całe mnóstwo informacji na temat różnych kantorów, w tym kilka porównywarek i na pewno to także warto przeanalizować. Wybierając kantor koniecznie trzeba sprawdzić czy posiada on rachunek w banku, z którego będziecie wykonywać przelew i do którego mają trafić kupowane waluty. Omijanie banków w procesie zakupu waluty potrzebnej do spłacania kolejnych rat kredytów to naprawdę jest świetne rozwiązanie. Wiele osób już z niego korzysta, ale została jeszcze liczna grupa, która nadal korzysta z wysokich kursów bankowych. Czas to zmienić. Banki i tak dużo zarabiają. Im już wystarczy.

piątek, 16 stycznia 2015

Szwajcaria - tu się oddycha...


Wczoraj zdarzył się jeden z tych dni, które pozostają na dłużej w pamięci, zapisują się na kartach historii i do których często się powraca. Świat wstrzymał oddech, bo Szwajcarzy postanowili pogrzebać przy swojej walucie wykorzystując narzędzia wywołujące ogólny szok. To bez wątpienia bardzo ważne wydarzenie, które dla wielu ludzi w Polsce ma istotne przełożenie na ich życie. Tego oczywiście nie chcę kwestionować. Rozumiem też, że wiele osób mogło poczuć zaniepokojenie, zagrożenie lub nawet załamanie - w zależności oczywiście od wysokości aktualnego salda zadłużenia swojego kredytu we frankach. Zapewne taka sytuacja wywołała u nich potrzebę dotarcia do wartościowych informacji i opinii na temat aktualnych wydarzeń.
 
Media oczywiście zareagowały bardzo szybko. Dokładnie w taki sam sposób, w jaki reagują w przypadku zamachu terrorystycznego, katastrofy samolotu lub śmierci jakiegoś ważnego człowieka. Żółte albo czerwone paski, programy specjalne na żywo i oczywiście całe mnóstwo zapraszanych ekspertów. I tu pojawia się mój wewnętrzny opór. Nie wiem jak Wy, ale ja już nie mogę na to patrzeć. Ani tego słuchać. Ani nawet tego czytać. W jednej chwili spadła na mnie lawina informacji. Niestety bardzo wątpliwej jakości. Ale za to przekazanych w atmosferze psychozy. Zupełnie jakby relacjonowali właśnie koniec świata a nie wahnięcie waluty małego w skali Europy państwa. I ci wszyscy pseudo eksperci, którzy jeszcze dwa tygodnie temu przedstawiali prognozy na 2015 rok przekonując jak to kurs franka się nie zmieni lub nawet spadnie. Często są to ci sami ludzie, którzy 8-10 lat temu w trakcie takich samych występów w mediach przekonywali jak to warto zaciągać  kredyty hipoteczne w szwajcarskiej walucie. Nie wiem jak powinno się relacjonować tego typu wydarzenia i nie podam tu swoich pomysłów, nie jestem ani specem od mediów ani dziennikarzem. Ale jako odbiorca takich treści wiem, że coraz gorzej przychodzi mi ich przetrawienie i obecna formuła ich przekazu już mi nie odpowiada. Widzę tylko ślepą pogoń za sensacją przekładającą się na przychody z reklam i powtarzające się twarze ludzi udających, że coś wiedzą i ogarniętych silną potrzebą parcia na szkło. A jedyny wniosek jaki wyciągnąłem po tym całym zamieszaniu jest taki, że g...o warte są słowa i deklaracje ludzi odpowiedzialnych w Szwajcarii za zarządzanie ich narodową walutą. Jeszcze w grudniu deklarowali, że nic nie będą zmieniać no i... zmienili. A uważałem ich za poważnych fachowców, finansistów z najwyższej półki. Szkoda, że jednym ruchem spuścili w kiblu swoje wartości i wieloletnie tradycje. Henryk Kwinto się pewnie w grobie przewraca...

---------------------------------------------------
Jeżeli lubisz czytać nasze wpisy to od teraz możesz otrzymywać na bieżąco informacje o publikacji nowych postów. Zapraszamy do polubienia i obserwowania naszych stron. 

środa, 14 stycznia 2015

Nowoczesne oddziały bankowe - czy są potrzebne?


W ostatnim czasie coraz częściej można w różnych miejscach przeczytać informacje na temat innowacyjnych placówek bankowych, które to mają być jeszcze bardziej przyjazne, jeszcze bardziej innowacyjne i tak inteligentne, że wkrótce pewnie swoją inteligencją przerosną klientów i pracowników razem wziętych. Trend ten rozpoczął Citibank przedstawiając placówkę, którą nazwał Smart, potem swoim nowoczesnym oddziałem pochwalił się mBank, a od niedawna pompuje wizerunek swojej nowej placówki Idea Bank. O tym ostatnim projekcie kilka dni temu rozpływał się w zachwytach na swoim blogu pewien znany dziennikarz z pewnej dużej gazety. Nawet film nagrał i zamieścił w Internecie. Po prostu sam cukier się wylewał z tego przekazu. Zabrakło tylko pod tekstem dwóch słów – artykuł sponsorowany, ale może to tylko moje wypaczone odczucie człowieka, który akurat ten bank zawsze traktował jako opcję ostatniego wyboru i nic mnie pewnie nigdy nie przekona do zmiany tej optyki. Ale nie o tym miał być ten tekst.

Osobiście rzadko korzystam z oddziałów bankowych. Są mi one do szczęścia potrzebne tak samo jak dotacje dla górników, Adam Hofman w polityce albo kolejne buspasy na warszawskich ulicach. Ale skoro tyle się o nich mówi to postanowiłem odwiedzić jeden tych nowych oddziałów. Konkretnie tak bardzo zachwalaną przez Citibank placówkę typu Smart. Chciałem wykonać prostą czynność – zrezygnować z usługi Citiphone a wraz z nią z opłaty, którą to bank właśnie wprowadził do swojej tabeli opłat i prowizji wraz z początkiem stycznia. Oddział, do którego się udałem mieści się w jednej z warszawskich galerii handlowych. Poszedłem tam pod koniec grudnia. Żeby uniknąć ewentualnej kolejki wybrałem godziny poranne i do oddziału wszedłem kilkanaście minut po jego otwarciu. Wewnątrz było już kilku klientów, ale nie musiałem czekać i szybko zainteresował się mną jeden z pracowników. Zapytał w czym może pomóc, a jak mu powiedziałem w jakim celu przyszedłem, zaprosił mnie do jednego z czterech stanowisk umieszczonych na środku oddziału przy jednym dużym stole. Zaproponował kawę, był miły i uśmiechnięty. Do tego momentu wszystko ok. Niestety szybko okazało się, że jego wiedza nie jest jeszcze na wysokim poziomie, czyli pewnie był nowy - jak większość pracowników oddziałów w większości banków. Na moje pytanie nie potrafił do końca odpowiedzieć, ale nie poddał się i poszedł sprawdzić. Zniknął na chwilę na zapleczu oddziału, ale wcześniej zdążył wyświetlić na monitorze informację o moich produktach z widocznymi aktualnymi saldami. I tu według mnie pojawia się dość istotna niezręczność, bo monitor teoretycznie znajduje się w zasięgu wzroku innych klientów. Wystarczy, że ktoś stoi w kolejce do bankomatu, który znajduje się tuż obok. Wtedy jeżeli chce - widzi wszystko. A to dla części klientów może być niekomfortowe. Ale idźmy dalej. Po 2-3 minutach wrócił mój doradca i udzielił odpowiedzi na pytanie, które zadałem. Jednocześnie poinformował mnie, że mogę złożyć pisemną dyspozycję rezygnacji z usługi na co wyraziłem zgodę. No i tu kolejny zgrzyt, bo okazało się, że po jedną stronę wydrukowanego formularza doradca ponownie musiał iść na zaplecze żeby zdjąć kartkę z drukarki. Jeżeli tak wygląda to zawsze to ktoś według mnie źle tę funkcjonalność zaprojektował. Rozumiem, że drukarka to już od lat pospolite i nie pasujące do nazwy „smart” urządzenie i może nie współgrać z ideą innowacyjności, której tak bardzo chciał poszukać Citibank, ale skoro bank nie znalazł innej formy potwierdzania z klientem składania dyspozycji, to według mnie powinien zapewnić swoim pracownikom możliwość wydruku w zasięgu ich rąk. Idąc dalej – doradca przyglądając się moim transakcjom na koncie poinformował mnie, że niesłusznie naliczana jest co miesiąc opłata za kartę do konta. Żeby ją zlikwidować namówił mnie do złożenia reklamację. Z tym że mogłem to zrobić tylko poprzez zalogowanie do bankowości internetowej. Czyli zrobiłem coś co mogłem zrobić sam z domu lub z biura. Żeby było śmieszniej w otrzymanej po kilku dniach z banku odpowiedzi okazało się, że reklamacja była bezzasadna, bo opłata występuje w tabeli opłat i prowizji dla mojego typu rachunku i w żadnym wypadku nie może zostać zdjęta. Pracownik oddziału mimo dobrych chęci wprowadził mnie w błąd, a ja straciłem niepotrzebnie kolejnych kilka minut.

Reasumując: nowy oddział Citibanku dość ładnie się prezentuje, na pewno można o nim powiedzieć, że wygląda nowocześnie, ale też przesadnie dużego zachwytu we mnie nie wywołał. Wewnątrz jest bardzo dużo światła, w mojej ocenie trochę za dużo, co powoduje, że przy okazji jest też gorąco. Kompetencje pracownika, który mnie obsługiwał, muszę niestety ocenić nisko i z innowacyjnością oraz satysfakcjonującym mnie poziomem nie miały one nic wspólnego, choć trzeba podkreślić, że się starał i był przychylnie nastawiony do klienta, co niestety w bankach nie jest jeszcze normą. W Internecie ciągle są oferty pracy na stanowisko doradcy do oddziałów Smart, dlatego wnioskuję, że bank ma permanentny problem ze skompletowaniem obsady tych placówek i niski poziom obsługi klienta to nie był tylko mój pech ale raczej typowa sytuacja. Wniosek z tego taki, że dziś zdecydowanie łatwiej jest kupić duże ekrany i zadbać o atrakcyjny desing niż znaleźć odpowiednich pracowników (lub dać im odpowiednio wysoką pensję).

Czy chciałbym tam pójść ponownie? Pewnie nie, bo wizyta tam nie dała mi żadnej wartości dodanej. Sprowadziła się dokładnie do tego co sam mogę zrobić przez Internet. Co więcej wprowadzono mnie w błąd co dodatkowo zniechęca mnie do ponownej wizyty. Mam duży sentyment do Citibanku i jestem jego klientem od kilkunastu lat, ale jak dla mnie tworzenie takich oddziałów to marnowanie pieniędzy i nie wróżę im sukcesów i dalszego intensywnego rozwoju. Bez względu na to, który bank na ich wprowadzenie się zdecyduje. Spodziewam się, że będą tak samo niedochodowe jak wiele innych, tradycyjnych oddziałów i sukcesywnie zamykane wraz z kolejnymi restrukturyzacjami sieci lub fuzjami banków.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Nie masz jeszcze postanowienia noworocznego? Oto podpowiedź

Początek stycznia to czas, kiedy wiele osób głośno deklaruje różnego rodzaju postanowienia noworoczne. Później, w trakcie roku, z ich wypełnieniem bywa różnie, ale w momencie deklaracji zapał jest duży. Czasem postanowienia bywają zbyt ambitne lub pracochłonne i ciężko je zrealizować, dlatego mam dziś dla wszystkich pomysł na banalnie proste postanowienie, które na koniec roku może skutkować znacznymi oszczędnościami w prywatnych budżetach i w którego wypełnieniu znacząco Wam pomożemy. Pomysł ten jest skierowany do tych osób, które spłacają kredyty i wygląda następująco: w 2015 roku obniżę swoje raty kredytowe. A dlaczego jest banalnie prosty? Bo wystarczy zeskanować umowy swoich kredytów i/lub harmonogramy ich spłat i przesłać je do nas. My zajmiemy się ich analizą i zaproponujemy na końcu konkretne rozwiązania. I nie ma znaczenia czy jest to kredyt gotówkowy, hipoteczny, firmowy, karta kredytowa czy pożyczka poza bankowa. Poszukać oszczędności można zawsze i jest to nawet wskazane. Skoro regularnie robi się przegląd samochodu to dlaczego nie zrobić przeglądu swoich zobowiązań kredytowych?
 
 
Rynek się zmienia, pojawiają się nowe oferty i promocje, klienci zmieniają pracę lub zwiększają się ich dochody, a wszystko to powoduje, że zdolność kredytowa dziś może wyglądać zupełnie inaczej niż w momencie zaciągnięcia kredytu. A ratę kredytu można przecież obniżyć na wiele sposobów. Część banków udziela dziś kredytów na dłuższe okresy niż kiedyś, swoje zobowiązania zawsze też można połączyć w jeden kredyt, czasem wystarczy zrezygnować z drogiego ubezpieczenia do kredytu dzięki czemu oprócz niższej raty otrzymuje się także zwrot części składki – to tylko wybrane pomysły, których oczywiście może być znacznie więcej. Dlatego warto zadbać o swoje zobowiązania i poszukać w nich oszczędności, tym bardziej, że to nic nie kosztuje. Za analizę umów, wyszukanie korzystniejszej oferty oraz przeprowadzenie wszystkich formalności związanych ze złożeniem wniosku klient nie płaci żadnych prowizji, a jedyne co trzeba zrobić to zmusić się do odszukania i przesłania nam kilku dokumentów. Jeżeli kogoś zainspirowałem do działania powyższym wpisem to zapraszam do kontaktu – na początek wystarczy wypełnić formularz, do którego link zamieszczam tutaj. Jeżeli nie zainspirowałem to życzę miłego płacenia kolejnych rat kredytów w dotychczasowej ich wysokości. Istnieje jeszcze możliwość, że zaglądający tu posiadacze kredytów świetnie potrafią się poruszać wśród ofert kredytowych, wybierać tylko te najlepsze i jeszcze negocjować z bankami ich warunki – tym wszystkim szczerze gratuluję J