Już za kilka tygodni, jak co
roku, zostanie zapewne opublikowany najnowszy ranking Newsweeka prezentujący
najlepsze banki. Ranking jak ranking, wiele różnych tego typu zestawień pojawia
się na rynku, ale z jakiegoś powodu ten
jeden stał się prawie że wyrocznią dla dużej części kadry kierowniczej w
większości banków. Im bliżej daty publikacji rankingu, tym bardziej zbiorowe
podniecenie ludzi zarządzających bankami osiąga szczytowe pułapy swojej skali i
jest wprost proporcjonalne do zbiorowej nerwicy lękowej, która z kolei dopada
szeregowych pracowników oddziałów i ich bezpośrednich przełożonych. Bo to
właśnie do oddziałów przychodzą ankieterzy udający klientów, którzy potem
przygotowują raporty, na podstawie których wystawiane są oceny poszczególnych
banków. A od tych ocen zależy oczywiście ostateczna pozycja banku w rankingu. W
niektórych bankach powstają nawet specjalne zespoły odpowiadające tylko i wyłącznie
za takie przygotowanie sił sprzedażowych, aby pozycja w rankingu była
odpowiednio wysoka. Znam nawet bank, który zwolnił z pracy pracowników takiego
zespołu tuż po opublikowaniu wyników rankingu. Bo pozycja nie była taka jak
sobie wymarzył zarząd... Oczywiście można powiedzieć że to dobrze, iż w bankach
przywiązują dużą wagę do rankingu, bo dzięki temu jakość obsługi będzie wyższa.
Tylko ja mam wrażenie, że zdecydowanie bardziej od jakości wzrasta zużycie
zielonej farby, którą maluje się okoliczną trawę. Sam ranking, o ile budzi duże
emocje w bankach, o tyle wśród klientów już dużo mniejsze. Klienci nawet jak go
przeczytają, to po kilku dniach już pewnie nie pamiętają jego wyników i nie ma
on większego wpływu na ich decyzje przy wyborze ofert. Nie wiem co musiało by
się stać, żeby o rankingu zrobiło się głośniej. Może musiałaby go wygrać
kobieta z brodą, jak to miało miejsce podczas ostatniego konkursu Eurowizji?
W mojej ocenie ranking Newsweeka
jest potrzebny, ale tylko dla banków. Zmusza je do podejmowania działań
poprawiających jakość obsługi klientów, wzmacnia rywalizację, przyspiesza
wdrażanie nowych produktów i innowacji technologicznych. Ale dla klienta nie
jest niczym więcej niż oceną dobrego (lub złego) wrażenia, które na ankieterach
zrobił dany bank. Dla mnie, jako klienta banków, dużo ważniejszy byłby ranking
przygotowany według zupełnie innego klucza. Pewnie nigdy takiego nie zobaczę,
ale chciałbym wiedzieć, w którym banku jest najmniejsza rotacja wśród
pracowników oddziałów, jaki jest ich średni staż pracy w danym banku, jaka jest
średnia liczba reklamacji przypadająca na jednego klienta, ile średnio dni w
roku pracownik spędza na szkoleniach, ile zostało złożonych pozwów o mobbing.
Chciałbym także zobaczyć ranking zarobków, bo z dużym prawdopodobieństwem bank
płacący doradcy w oddziale podstawę pensji w wysokości 4 tys. PLN będzie miał
lepszą obsługę klienta niż bank płacący podstawę na poziomie 2 tys. PLN.
Pokazując wymienione powyżej parametry kilka banków w oczach klientów mogłoby
wiele stracić. Ludzie znający ten świat od środka wiedzą, że wysoka kultura
bankowości dziś jest już przeszłością lub co najwyżej wytartym hasłem
reklamowym. Dziś banki mają olbrzymie kłopoty ze skompletowaniem i utrzymaniem
kadry w oddziałach, zatrudniają tam coraz bardziej przypadkowych ludzi i
niestety musi się to przekładać na kiepską jakość obsługi klienta. Żeby ocenić
skalę tego problemu wystarczy wejść na stronę portalu pracuj.pl i zobaczyć jak
wiele jest ogłoszeń dotyczących pracy w oddziałach. Jak ostatnio sprawdzałem to
takich aktywnych ogłoszeń było kilkaset… A przecież banki nie otwierają już
nowych oddziałów tylko je zamykają. Dlaczego zatem stale potrzebują aż tylu
nowych ludzi do pracy? Czy w takich okolicznościach idąc do banku możemy liczyć
na fachowe doradztwo?
A wracając do rankingu Newsweeka -
chciałbym w nim zobaczyć jeszcze dwie kategorie: bank, który w danym roku
zapłacił najwięcej kar nałożonych przez instytucje nadzorujące (tu pewnie poza
wszelką konkurencją byłby bank na G) i bank, który w 2014 roku wykupił
najwięcej reklam w Newsweeku oraz innych tytułach należących do koncernu Axel
Springer.