Wybory już za nami. Kurz opadł.
Opozycja siada za sterami władzy. Wszystkie piloty i joysticki ich. Blisko 20%
Polaków się cieszy, 12% się martwi, 50% tradycyjnie miało wybory w d….e i
zostali w domach, pozostali głosowali na partie, które uzyskały niskie wyniki.
Nowa władza ma kilka lat żeby się wykazać. Czy na płaszczyźnie finansów
osobistych zmieni się coś na lepsze? Kilka obietnic wyborczych zostało
powiedzianych głośno, dlatego oczekiwania w tym zakresie są jak najbardziej
uzasadnione. Zmiana polityczna jest na tyle duża, że banki i pozostałe
instytucje finansowe (no może poza SKOK-ami) mają się czego obawiać i w
zamkniętych gabinetach pewnie trwają już narady jak przeciwstawić się
potencjalnym zagrożeniom i dostosować do nowej rzeczywistości. Co z tego
wyjdzie jeszcze nie wiadomo, póki co można z tego co najwyżej pożartować. Jeden
z moich kolegów tuż po ogłoszeniu wyników wyborów przysłał mi sms’a z pomysłem
dla Raiffeisena polegającym na tym, żeby do swojej oferty kont osobistych
oprócz promowanego ostatnio Wymarzonego Konta dodali jeszcze Konto Wymodlone. Pewnie
jest to jakiś pomysł dla marketingowców szukających dróg dotarcia do nowych
klientów... Ja od siebie dołożę też jeden pomysł. Banki w swoich reklamach
telewizyjnych często wykorzystują aktorów. ING ma Marka Kondrata, Eurobank
Piotra Adamczyka, wcześniej inne banki też chętnie zapraszały do siebie przedstawicieli
tej branży. Jeżeli któryś kolejny bank chciałby zatrudnić do swoich reklam aktora
to podpowiadam – wolny jest Jerzy Zelnik…
Wracając jednak na poważnie do zmiany na szczytach władzy i tego jak ta
zmiana wpłynie na nasze portfele, osobiście zawsze w takich momentach mam
sceptyczne podejście do wszelkiego rodzaju obietnic, bez względu na to kto
właśnie wygrał wybory. Tym razem słyszeliśmy o dofinansowaniu w wysokości 500
PLN na dziecko, wprowadzeniu podatku bankowego, obniżeniu wieku emerytalnego,
zmianie wysokości podatków od dochodów, podwyżkach wynagrodzeń, likwidacji NFZ,
itd. Typowy wyborczy koncert życzeń. Ale jest na tej liście jeden punkt, który
przez wielu ludzi został potraktowany bardzo poważnie. Na jego realizację osoby
te będą czekać i nie będzie ich cechowała nadmierna cierpliwość. Jest to punkt,
który dotyczy najważniejszej dla wielu z tych ludzi wartości – czyli ich
miejsca do życia. Domu, mieszkania, miejsca gdzie żyją i wychowują swoje dzieci
i gdzie chcą czuć się bezpiecznie. Punktem tym jest oczywiście pomoc
frankowiczom, która tak ochoczo była deklarowana w czasie kampanii
prezydenckiej i już trochę mniej ochoczo poruszana w kampanii parlamentarnej. Prezydent
Duda w maju tego roku, kiedy walczył o zwycięstwo w wyborach powiedział tak: „Odpowiedzialność za rozwiązanie problemu powinny wziąć na siebie
banki, ale załatwić musi to państwo. Kredyty we frankach szwajcarskich mogłyby
być przewalutowane według kursu z dnia, w którym były brane. Kredyty w obcej
walucie zaciągnęły często osoby, które nie miały innego wyjścia, a zostały przez
banki skłonione do zawarcia umów, w których zapisano liczne klauzule. Teraz
wiele z tych osób jest w rozpaczliwej sytuacji, zwłaszcza jeżeli straciły
pracę, a nieruchomości, które kiedyś kupili, z powodu zmian kursowych stały się
wielokrotnie mniej warte niż kredyty, które mają do spłacenia. Sprawa jest
pilna bo do żadnego rozwiązania problemu dotąd nie doszło, a deklaracje premier
Ewy Kopacz i instytucji rynku finansowego były bardzo ogólne”. To tylko jedna z licznych wypowiedzi w
tej sprawie. Wypowiedzi, z których płynęło jedno przesłanie – jak dojdę do
władzy ja i partia, którą reprezentuję, problem kredytów w frankach zastanie
rozwiązany. No to właśnie nadszedł dobry moment. Nowa władza ma w swoich rękach
sejm, senat, urząd prezydenta, za chwilę stworzy rząd, a swoimi
przedstawicielami zapełni wszystkie najważniejsze urzędy. Czyli co? Do dzieła.
Pokażcie swoją skuteczność. Pokażcie, że PiS nie oszukuje swoich wyborców i
bierze odpowiedzialność za swoje słowa. Zróbcie to. Bo jak nie zrobicie to przy
najbliższej okazji wyborcy spuszczą was w kiblu. Tak jak w ostatnią niedzielę
spuścili SLD.