Dziś tekst trochę nie na temat,
wykraczający poza zakres tego bloga, a jeśli nie wykraczający to na pewno mocno
peryferyjny. Chociaż z drugiej strony na upartego mogę napisać, że będzie
dotyczył ważnej dla każdego sprawy jaką jest oszczędzanie na kosztach energii
elektrycznej.
Opiszę pewną sytuację, której
miałem okazję być uczestnikiem. Otóż kilka dni temu w swojej skrzynce na listy
znalazłem awizo. Wystawione przez In Post, do odbioru we wskazanym przez nich
punkcie. Od Poczty Polskiej różnią się tym, że nie pracują w soboty, a w
tygodniu godziny odbioru też są mało dogodne. Ale trudno, nie mam na to wpływu.
Pomyślałem sobie, że może to coś ważnego, może znowu jakaś zacna państwowa
instytucja coś ode mnie chce, więc postanowiłem przesyłkę odebrać. Tak ułożyłem
dzień żeby zdążyć przed zamknięciem punktu odbioru. Byłem 15 minut przed podaną
godziną zamknięcia. Wchodzę do oddziału ERGO Hestii (bo tam właśnie mieści się
punkt odbioru…) i widzę kolejkę. Niestety, co pewnie martwi pracujących tam
agentów ubezpieczeniowych, nikt nie przyszedł po ubezpieczenie, za to wszyscy
po odbiór przesyłek. Jakieś 10 osób. Stanąłem grzecznie w kolejce i czekam. Tempo
było wolne, więc nudząc się patrzyłem na wnętrze pomieszczenia. To co zwróciło
moją uwagę to ustawione prawie pod sam sufit kartony, z których wystawały
pudełka z logo RWE. Wtedy jeszcze nie zastanawiałem się co jest w środku. Po
około 30 minutach wreszcie nastała moja kolej. Pani, której wręczyłem awizo
uśmiechnęła się i wręczyła mi jedno z pudełek RWE, po czym powiedziała z
jeszcze większym uśmiechem: „Zaraz się pan wkurzy”. Zabrałem przesyłkę,
wróciłem do samochodu i ją odpakowałem. W środku koperta zawierająca kilka
kartek oraz pudełeczko z ziemią i nasiona trawy… RWE zabrało mi prawie godzinę
mojego prywatnego życia żeby przesłać mi pudełko z trawką. I jak ktoś na myśl o
tym poczuł teraz przyjemny dreszczyk odrywający go od rzeczywistości, to
informuję, że chodzi o zwykłą trawę, taką jakiej pełno na każdym polskim
zasranym przez psy trawniku. Pomyślałem zatem, że może koperta zawiera jakieś
ważne informacje. Po jej otwarciu i przeczytaniu treści dowiedziałem się, że RWE
zmienia właśnie taryfy, ale jak podpiszę nową umowę na jedyne 3 lata to moje
koszty mogą pozostać na niezmienionym poziomie. Dodam, że mój miesięczny
rachunek to koszt około 60 złotych. Czyli jak podpiszę to dalej będę płacił 60
złotych, a jak nie podpiszę to pewnie jakieś 63. Czy naprawdę z tak bzdurnego
powodu trzeba wysyłać klientom przesyłki listem poleconym i zabierać im ich
prywatny czas? Nie można tego wysłać zwykłym listem lub po prostu mailem? No
chyba, że ta trawka była aż tak ważna… A najbardziej rozwaliło mnie ostatnie
zdanie, które przeczytałem w liście, a które zaczyna się od słów: „Cenimy czas
naszych klientów, dlatego pozostajemy do Państwa dyspozycji…” Nie wiem kto w
tej firmie odpowiada za marketing i co nim kierowało przygotowując taką „ciekawą”
akcję. Może podłączył się pod zbyt wysokie napięcie, a może ktoś mu odciął prąd
– coś na pewno się stało… Rozumiem, że praca w marketingu RWE jest pewnie
równie pasjonująca jak praca w marketingu ZUS-u albo zakładu pogrzebowego i nie
pracują tam same orły, ale trochę wyobraźni by się jednak przydało. Nie wiem
też co kierowało członkiem zarządu i dyrektorem pionu klientów że podpisali się
pod takim gniotem. Wiem natomiast, że od teraz o RWE na pewno będę jeszcze
cieplej, kurwa, myślał. Do teraz kojarzyli mi się tylko z drożyzną i
monopolistycznym molochem. Teraz dojdzie do tego jeszcze bezmyślność. Nie wiem
do jak dużej liczby firm została wysłana podobna przesyłka (bo z tego co
ustaliłem zostali objęci tą akcją klienci prowadzący działalność gospodarczą), ale
pewnie trzeba to liczyć w grubych tysiącach. A to oznacza, że wydali na to
bardzo duże pieniądze. Może nie tyle wydali co wyrzucili w błoto. Ale kto
bogatemu zabroni? Tym bardziej jak robi to przy okazji wprowadzania podwyżki?
Dawno nie widziałem tak efektownego samobója. Zirytować klienta zabierając mu
jego prywatny czas, wręczając informację o podwyżce i do niczego niepotrzebną
trawkę. Można sobie strzelić w kolano, ale po co od razu wystrzelać w to kolano
cały magazynek? Tego już nie wiem. Kilka dni temu odbyła się jak co roku akcja
Godzina dla Ziemi. Przyznaję bez bicia – nie zgasiłem światła. Ale przez
godzinę, którą zabrało mi RWE też go nie zapaliłem, więc chyba mogę uznać, że
akcję zaliczyłem…