środa, 1 kwietnia 2015

Uroczy pomysł RWE


Dziś tekst trochę nie na temat, wykraczający poza zakres tego bloga, a jeśli nie wykraczający to na pewno mocno peryferyjny. Chociaż z drugiej strony na upartego mogę napisać, że będzie dotyczył ważnej dla każdego sprawy jaką jest oszczędzanie na kosztach energii elektrycznej.

Opiszę pewną sytuację, której miałem okazję być uczestnikiem. Otóż kilka dni temu w swojej skrzynce na listy znalazłem awizo. Wystawione przez In Post, do odbioru we wskazanym przez nich punkcie. Od Poczty Polskiej różnią się tym, że nie pracują w soboty, a w tygodniu godziny odbioru też są mało dogodne. Ale trudno, nie mam na to wpływu. Pomyślałem sobie, że może to coś ważnego, może znowu jakaś zacna państwowa instytucja coś ode mnie chce, więc postanowiłem przesyłkę odebrać. Tak ułożyłem dzień żeby zdążyć przed zamknięciem punktu odbioru. Byłem 15 minut przed podaną godziną zamknięcia. Wchodzę do oddziału ERGO Hestii (bo tam właśnie mieści się punkt odbioru…) i widzę kolejkę. Niestety, co pewnie martwi pracujących tam agentów ubezpieczeniowych, nikt nie przyszedł po ubezpieczenie, za to wszyscy po odbiór przesyłek. Jakieś 10 osób. Stanąłem grzecznie w kolejce i czekam. Tempo było wolne, więc nudząc się patrzyłem na wnętrze pomieszczenia. To co zwróciło moją uwagę to ustawione prawie pod sam sufit kartony, z których wystawały pudełka z logo RWE. Wtedy jeszcze nie zastanawiałem się co jest w środku. Po około 30 minutach wreszcie nastała moja kolej. Pani, której wręczyłem awizo uśmiechnęła się i wręczyła mi jedno z pudełek RWE, po czym powiedziała z jeszcze większym uśmiechem: „Zaraz się pan wkurzy”. Zabrałem przesyłkę, wróciłem do samochodu i ją odpakowałem. W środku koperta zawierająca kilka kartek oraz pudełeczko z ziemią i nasiona trawy… RWE zabrało mi prawie godzinę mojego prywatnego życia żeby przesłać mi pudełko z trawką. I jak ktoś na myśl o tym poczuł teraz przyjemny dreszczyk odrywający go od rzeczywistości, to informuję, że chodzi o zwykłą trawę, taką jakiej pełno na każdym polskim zasranym przez psy trawniku. Pomyślałem zatem, że może koperta zawiera jakieś ważne informacje. Po jej otwarciu i przeczytaniu treści dowiedziałem się, że RWE zmienia właśnie taryfy, ale jak podpiszę nową umowę na jedyne 3 lata to moje koszty mogą pozostać na niezmienionym poziomie. Dodam, że mój miesięczny rachunek to koszt około 60 złotych. Czyli jak podpiszę to dalej będę płacił 60 złotych, a jak nie podpiszę to pewnie jakieś 63. Czy naprawdę z tak bzdurnego powodu trzeba wysyłać klientom przesyłki listem poleconym i zabierać im ich prywatny czas? Nie można tego wysłać zwykłym listem lub po prostu mailem? No chyba, że ta trawka była aż tak ważna… A najbardziej rozwaliło mnie ostatnie zdanie, które przeczytałem w liście, a które zaczyna się od słów: „Cenimy czas naszych klientów, dlatego pozostajemy do Państwa dyspozycji…” Nie wiem kto w tej firmie odpowiada za marketing i co nim kierowało przygotowując taką „ciekawą” akcję. Może podłączył się pod zbyt wysokie napięcie, a może ktoś mu odciął prąd – coś na pewno się stało… Rozumiem, że praca w marketingu RWE jest pewnie równie pasjonująca jak praca w marketingu ZUS-u albo zakładu pogrzebowego i nie pracują tam same orły, ale trochę wyobraźni by się jednak przydało. Nie wiem też co kierowało członkiem zarządu i dyrektorem pionu klientów że podpisali się pod takim gniotem. Wiem natomiast, że od teraz o RWE na pewno będę jeszcze cieplej, kurwa, myślał. Do teraz kojarzyli mi się tylko z drożyzną i monopolistycznym molochem. Teraz dojdzie do tego jeszcze bezmyślność. Nie wiem do jak dużej liczby firm została wysłana podobna przesyłka (bo z tego co ustaliłem zostali objęci tą akcją klienci prowadzący działalność gospodarczą), ale pewnie trzeba to liczyć w grubych tysiącach. A to oznacza, że wydali na to bardzo duże pieniądze. Może nie tyle wydali co wyrzucili w błoto. Ale kto bogatemu zabroni? Tym bardziej jak robi to przy okazji wprowadzania podwyżki? Dawno nie widziałem tak efektownego samobója. Zirytować klienta zabierając mu jego prywatny czas, wręczając informację o podwyżce i do niczego niepotrzebną trawkę. Można sobie strzelić w kolano, ale po co od razu wystrzelać w to kolano cały magazynek? Tego już nie wiem. Kilka dni temu odbyła się jak co roku akcja Godzina dla Ziemi. Przyznaję bez bicia – nie zgasiłem światła. Ale przez godzinę, którą zabrało mi RWE też go nie zapaliłem, więc chyba mogę uznać, że akcję zaliczyłem…